Ciotka Klodka, czyli o przyjazni na emigracji…

Dzisiejszy post powstal w ramach projektu Klubu Polki na Obczyznie, gdzie dziewczyny z roznych stron swiata opisuja swoje doswiadczenia i przemyslenia na temat roznych aspektow przyjazni na emigracji…

Temat rowniez i mnie sklonil do glebszej refleksji i zastanowienia sie nad soba i moimi znajomosciami na obczyznie. Powiem Wam, ze bywalo roznie. Podczas tych 9 lat na emigracji przez moje zycie przetoczyla sie cala masa ludzi, niewielu zostalo na dluzej. Nie bede ukrywac, jestem dosc trudna w relacjach, zawsze mam swoje zdanie, jestem wyzwolona i niezalezna, chadzam wlasnymi sciezkami i nikomu nie pozwalam soba sterowac. Tak juz mam i juz. Wiele kobiet ma z tym problem, nie potrafi tego zrozumiec, ani tymbardziej zaakceptowac.

Lata emigracji nauczyly mnie ostroznosci w kontaktach z ludzmi,  poza tym jestem wybredna. Wole byc sama niz zadawac sie z byle kim… Nie bede sie tu rozpisywac o znajomosciach, ktore mnie zawiodly, rozczarowaly i zlamaly serce. Byla i zazdrosc bo mam lepsza figure, egzotyczne wczasy, ze cos tam dla siebie robie… bylo tez i tak, ze mialam za malo, nie ten telewizor, nie te meble, wiec nie ma sensu sie ze mna przyjaznic. Bylo tez i tak, ze mialam byc sponsorem i niania. Ja jednak podziekuje toksycznym relacjom i szybko koncze takie znajomosci. Bylo minelo, czas isc dalej…

Myslalam, ze juz nie uda mi sie znalezc bratniej duszy…wiadomo,  ludzie na obczyznie sie zmieniaja, w wiekszosci przypadkow rzadzi pieniadz i pogon za nim. Dla mnie rzeczy materialne nigdy nie mialy wiekszego znaczenia, nie mialam parcia, zeby kupic super auto, czy miec wypasione mieszkanie,  dlatego czesto czulam sie jak wyrzutek i bylam wykluczana poza nawias. Do czasu…

klodka

Przyjazn jest dla mnie jak milosc, na poczatku musi byc chemia, to przyslowiowe cos, co laczy ludzi, sprawia, ze chcemy przebywac w czyims towarzystwie, wrecz tego lakniemy. Czesto wystarczy tylko wymiana spojrzen i juz wiadomo, ze ktos zagosci w naszym zyciu na dluzej. Tak bylo z Klodina. Poznalysmy sie na poczatku 2012r, na „spacerowni” –  portalu dla mam mieszkajacych w UK. Krotka wymiana maili i umowilysmy sie na kawe na miescie, na jakims neutralnym gruncie. Od razu wiedzialysmy, ze zaiskrzylo. Nie umiem tego wyjasnic, ale od razu stalysmy sie sobie bliskie. Byly kawki, wspolne sniadania, obiadki, kolacje…Przegadane i nieprzespane noce,  sesje terapeutyczne przy  butelce wina, przetanczone do rana imprezy… Bylysmy razem w biedzie i w bogactwie, w zdrowiu i w chorobie. Pomagala mi w podjeciu najwazniejszych decyzji, sa sprawy, o ktorych wiemy tylko my dwie.  W naszej relacji nie ma zawisci, nie ma zazdrosci, jest za to akceptacja… Mozemy sie ze soba nie zgadzac, jednak akceptujemy swoja innosc. W koncu nie kocha sie za cos, a pomimo czegos.

Zeby sie przyjaznic moi drodzy, nie wystarczy sie lubic, nie wystarczy przegadac kilku nocy, wyplakac razem kilku litrow lez… Zeby sie przyjaznic trzeba sie rozumiec i akceptowac. Przyjaciolka nie jest od krytykowania, pouczania, mowienia jak mamy zyc, z kim sie spotykac,  czy co z naszym zyciem musimy zrobic… Cokolwiek bym nie zrobila, ilu numerow bym nie wykrecila, wiem, ze ona to zaakceptuje. Nie odwroci sie bo zdradzilam meza, czy rzucilam wszystko i ruszylam w swiat odnalezc siebie.  Owszem, nie bedzie sie ze mna zgadzac, nie musi,  ale powie… „kobieto, to Twoje zycie… rob tak, zebys byla szczesliwa, a ja, cokolwiek zrobisz, bede z Toba”… W koncu Przyjaciel to ktos, kto daje nam totalna swobode bycia soba. Kiedy zadzwonie kiedys w srodku nocy, zeby powiedziec, ze zabilam meza, zapyta tylko „gdzie go zakopiemy” i przybiegnie z lopata i za to ja uwielbiam…

Po przeprowadzce do Szwecji, mimo dzielacych nas kilometrow,  nawet nie rozmawiajac kilka dni czy tygodni, nie musimy usprawiedliwiac  wymowkami milczenia.  Obie mamy swoje zycia, swoje mniej lub bardziej wazne sprawy, inne znajomosci, zajecia…Mimo, iz  nie mozemy widywac sie zbyt czesto, wiem, ze znajomosc przetrwa. A skad to wiem?? Hmm, w przyjazni nie chodzi o to, by byc nierozlacznym, ale o to, by ta rozlaka niczego nie zmienila. A u nas wciaz bez zmian…Wiemy o wszystkim co w naszym zyciu istotne, a kiedy juz rozmawiamy, rozmawiamy tak, jakbysmy widzialy sie wczoraj…

Dla mojej BFF, z pozdrowieniami z domku nad jeziorem…


6 myśli w temacie “Ciotka Klodka, czyli o przyjazni na emigracji…

Dodaj komentarz